karolinastrek

Słowa i książki które mnie inspirują

Czołem! Dzięki, że wpadasz na naszego bloga. Śmiało włącz się do
dyskusji i zasubskrybuj kanał RSS aby być na bieżąco. Na razie!

Kategoria : Recenzje

Recenzja “Gry o tron”

Książki takie jak „Gra o tron” George’a R.R Martina na długo zapadają w pamięci. Choć wydana w 1996r. nie należy już do najmłodszych, mimo to nie została zapomniana i wciąż cieszy się olbrzymią popularnością. Tytuł rozpoczyna sagę „Pieśni Lodu i Ognia”, która obecnie składa się z czterech części, a piąta jest właśnie w przygotowaniu. Autor jest jednym z najbardziej cenionych ówczesnych pisarzy, ma na swoim dorobku wiele prestiżowych nagród, m. in. za „Grę o tron”. Dlaczego więc książka przypadła do gustu tak wielu? I dlaczego po upływie tak długiego czasu, wciąż cieszy się popularnością? No i w końcu, o czym właściwie jest?

Na początku, trzeba powiedzieć, że tytuł jest bardzo złożony i obszerny, bo liczy on aż 780 stron! Świat przedstawiony przygniata nas swoją wielkością i różnorodnością. Akcja poprowadzi nas przez: pustynie, lasy, morza, rzeki, góry, wyspy, zamki, miasta, etc . Łatwo można się pogubić w lokalizacjach, na szczęście autor ułatwił nam czytanie i na końcu książki umieścił mapkę całego kontynentu. Historia jest umiejscowiona w czymś w rodzaju średniowiecza, mamy tu rycerzy i królów, odbywają się turnieje rycerskie oraz wielkie uczty, a nauka dopiero raczkuje. Jednak nie zawsze było tak zwyczajnie, kraina ta pamięta czasy kiedy po jej ziemiach chodziły olbrzymy, a na niebie królowały smoki, zaś medycynę z powodzeniem zastępowała magia. Niestety smoki i olbrzymy już dawno wyginęły, a magii podobno nigdy nie było. Czy aby na pewno? Powoli, kawałek po kawałku, będziemy odkrywać tajemnice Siedmiu Królestw. Zobaczymy piękne miasta oraz mroczne zakątki, będziemy brać udział w bitwach i ucztach, płakać, cieszyć się, modlić i umierać… A wszystko to w jednym miejscu! Zatem witam was uroczyście w Siedmiu Królestwach i radzę zapiąć pasy, bo czeka was ostra jazda.

Po tym krótkim wprowadzeniu, dotyczącym świata przedstawionego, pora wspomnieć co nieco o akcji. Tytuł mówi jednoznacznie jaki jest główny wątek utworu – „Gra o tron”. Nie ma zatem wątpliwości, że będziemy świadkami walki o panowanie w Siedmiu Królestwach. Jednak oprócz wątku politycznych rozgrywek i wojen, występują tu także wątki poboczne pozwalające nam odetchnąć na chwilę, ale tylko na chwilę. Atmosfera w tej krainie, nie należy do najprzyjemniejszych, a teraz, kiedy nadchodzi bardzo dłuuuuga zima, z dnia na dzień będzie się pogarszać. Wraz ze nadejściem pory zimowej na świecie zaczynają dziać się bowiem różne dziwne rzeczy.

Jak można się spodziewać książka nie tryska nazbyt humorem, bo przecież to nie historyjka o Marysi, która zrywała kwiatki na łące, tylko batalia o losy Siedmiu Królestw. Co najwyżej zdarzy się jej czasem zaskoczyć nas czarnym humorem. Sama fabuła jest wręcz łopatologicznie prosta i jednocześnie niesamowicie złożona. Z jednej strony zdobycie tronu jako główny cel wydaje się mało wyszukane, a z drugiej wszystkie spiski, bitwy, zwroty akcji i poboczne wątki po prostu zachwycają. Można łatwo odnieść wrażenie, że są tu dwie strony konfliktu: dobrzy i źli – nic bardziej mylnego. Tak naprawdę każdy ma swoje racje i to nam przyjdzie oceniać czy są słuszne czy nie. Postacie są raz cnotliwie, a raz podłe i przebiegłe – jednym słowem ludzkie. Nic tu nie jest pewne. Jedyne czego jesteśmy możemy być pewni to, to że „Gra o tron” prześciga samą siebie jeśli chodzi o rozmach charakterów. Jest ich tu tyle, że zanim wypisałbym wszystkich ludzie zdążyliby skolonizować Marsa, a w telewizji zostałby wyemitowany ostatni odcinek„Mody na sukces”. W dodatku każdy bohater jest na tyle ciekawy, że można by spokojnie napisać o nim osobne opowiadanie, a o niektórych nawet książkę. Wielu z nich to rycerze lub członkowie rodzin królewskich i dlatego mają własny (czasem bardzo zawiły) rodowód oraz herb i właśnie dzięki takim z pozoru nieistotnym drobiazgom, historia nabiera więcej detalów, przez co staje się znacznie atrakcyjniejsza. Jednocześnie robi się przez to bardziej zagmatwana i można łatwo pomieszać, kto jest czyim bratem czy siostrą. Dlatego, żeby wiedzieć o co chodzi, czasami będziemy musieli wertować strony. Mało to wygodne i na dodatek strasznie irytujące, ale już w następnej części na końcu książki umieszczono spis wszystkich najważniejszych rodów wraz z bohaterami.

Z powodu tak dużej ilości postaci autor miał zapewne problem z określeniem głównej postaci oraz perspektywy z jakiej będzie wypowiadał się narrator. Więc co zrobił? Ha, nie wybrał żadnej, dlatego w „Grze o tron” nie ma żadnego faworyta, z którym narrator mógłby się utożsamić, więc pozostało biedaczkowi tylko opisywanie zdarzeń i dodawać przy tym własne spostrzeżenia. Warto też wspomnieć, że w książce została użyta dość specyficzna budowa utworu. Otóż etapy akcji dzielą imiona bohaterów. W każdym takim rozdziale całą uwagę poświęca się jednej osobie i jej poczynaniom. Ten prosty trik pozwala nam przestawić się na inną akcję i odpocząć od starych druhów.

Mówią, że diabeł tkwi w szczegółach, jeżeli tak to „Gra o tron” to istny Lucyfer. Powieść jest niesamowicie rozbudowana (a to dopiero pierwszy tom!), gdy skończyłem ją czytać, zaniemówiłem z wrażenia, a kiedy już odzyskałem mowę, chciałem więcej i więcej! Kiedy z grubsza ochłonąłem postanowiłem poszukać wszystkich wad tej powieści i wiecie co? Największą wadą jaką znalazłem, było to że nie mam drugiego tomu.

Jednak nie łudźcie się, bo pomimo swojej wspaniałości ma też kilka niedoróbek. Otóż czasami potrafi być nudna – zwłaszcza wątki o wymuskanych księżniczkach potrafią dać się we znaki. Jeśli chodzi o elementy fantastyczne to jest ich bardzo mało, jednak fani fantastyki nie martwcie się, gdyż ostatnia scena wskazuje na to, że wątek ten będzie rozbudowywany w kolejnych tomach. Nazwałbym ją czymś w rodzaju preludium do kolejnych wydarzeń.

Poza tymi dwoma drobiazgami „Gra o tron” jest jednym słowem niesamowita. Miano to zawdzięcza głównie ogromnej rozmaitości. Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie od wątków kryminalnych po miłosne. Fanów fantastyki na pewno nie muszę zachęcać do tego tytułu, ale zwykłych zjadaczy chleba może odstraszyć rozmiar tej powieści, jednak powiadam wam: „nie bójcie się”, bo choć długa, to przyjemnie się czyta i nim się obejrzycie będziecie mieli ten tytuł za sobą i kto wie, może to właśnie on rozpocznie waszą wspaniałą przygodę z fantastyką. Więc jeżeli jesteś zaprawionym w bojach fanem fantastyki i szukasz czegoś dłuższego, to dobrze trafiłeś, a jeśli nie masz zielonego pojęcia o fantastyce i nigdy cię ona szczególnie nie interesowała, to również dobrze trafiłeś! Zatem ludzie wszystkich narodów łączcie się i czym prędzej biegnijcie kupić tę książkę, bo jest tego warta. Tylko ostrzegam, bardzo wciąga.

Czy gdyby miłość była chorobą, chciałbyś się wyleczyć?

Mówili, że bez [miłości] będę szczęśliwa.
Mówili, że będę bezpieczna.
I zawsze im wierzyłam. Do dziś.
Teraz wszystko się zmieniło.
Teraz wolę zachorować i kochać choćby przez ułamek sekundy, niż żyć setki lat w kłamstwie.

Dawniej wierzono, że [miłość] jest
najważniejszą rzeczą pod słońcem.
W imię [miłości] ludzie byli w stanie
zrobić wszystko, nawet zabić.

Potem wynaleziono lekarstwo na [miłość]…

[opis wydawnictwa]
Delirium słyszałam naprawdę mnóstwo razy, więc chcąc, nie chcąc w końcu poznałam fabułę. I wiecie co? Od razu umieściłam tę serię na mojej liście “must read”. Jednak nigdy jakoś za specjalnie nie zwracałam na nią uwagi w księgarniach, zawsze było coś innego, na co chciałam przeznaczyć moje pieniądze. Kiedy chodziłam między regałami w bibliotece, szukając czegoś ciekawego, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Delirium leżała spokojnie na jednej z półek i grzecznie czekała, aż wyciągnę po nią ręce.

Czy wyobrażamy sobie żyć w świecie,w którym miłość jest czymś niebezpiecznym, a wręcz zabronionym? Wychowywać dzieci bez przytuleń, słodkich słówek lub pocałunków na dobranoc? Być z partnerem tylko dlatego, że rząd tak zadecydował? W świecie, w którym tak silne uczucie, jakim jest miłość, traktuje się gorzej niż zamordowanie człowieka?
„Nie możesz być szczęśliwa, jeżeli czasami nie bywasz nieszczęśliwa.”
Życie Leny właśnie tak wygląda. W świecie bohaterki miłość uznawana jest za najgroźniejszą chorobę. Ludzie, którzy ze względu na młody wiek, nie przeszli jeszcze zabiegu, wyzwalający mózg od tej, jakże okropnej, skazy są objęci szczególnym nadzorem- godziną policyjną, itd. Kiedy poznajemy nastolatkę jest ona zwolenniczką lekarstwa. Uważa, że życie w spokoju, harmonii i bezpieczeństwie jest bardzo dobre, a państwo dba o nich, jak o własne dzieci. Jednak, gdy kłamstwa wychodzą na jaw, postawa Leny także się zmienia. Pierwszy objaw ma cztery litery. A l e x .
Po przeczytaniu Niezgodnej, nie mogłam się doczekać, aż kolejna dystopia wpadnie w moje ręce. Od dnia, gdy zakończyłam powieść pani Roth, dniami i nocami marzyłam o Delirium lubIgrzyskach Śmierci. No i w końcu, stało się! Biblioteka miejska przyszła mi na ratunek i dała możliwość zapoznania się z dziełem Lauren Oliver.
Delirium ogólnie czytało mi się bardzo dobrze, momentami szło jakoś ciężej, ale było to chwilowe i szybko znikało. Akcja toczy się tempem, który dla czytelnika będzie łatwy do przyswojenia. Język, jak to w młodzieżówkach, jest prosty i zrozumiały dla każdego. Ale piękno tkwi w prostocie, prawda?
,, Miłość- najbardziej zdradliwa choroba na świecie: zabija cię zarówno wtedy, gdy cię spotka, jak i wtedy, kiedy cię omija. “
Fabuła, jak dla mnie, jest niezwykle oryginalna. Sama nigdy nawet nie pomyślałabym, o takim temacie na książkę. Już na samym starcie autorka zdobyła u mnie wielki plus! A później było tylko lepiej. Lauren Oliver stworzyła niezwykły świat, otoczony magicznym i nieco tajemniczym klimatem. Jedyne czego pragnęłam to zakopać się w moim cieplutkim łóżku i w ciszy poznawaćDelirium do ostatniej strony.
Na początku bardzo denerwowała mnie główna bohaterka. Szczególnie to, w jaki sposób spostrzegała wszystko dookoła i jak uparcie tego broniła, choć z drugiej strony właśnie tak została wychowana przez ciotkę, więc w sumie nie powinnam mieć pretensji do autorki. A skoro mowa o ciotce- strasznie działała mi na nerwy! Ale tutaj też musimy to zrozumieć, bo jest przykładem ludzi po zabiegu, eh, niczego nie mogę się przyczepić. Dodam tylko, że bardzo polubiłam przyjaciółkę Leny- Hanę.
A! Mam jednak coś, co mi przeszkadzało. Bardzo mała czcionka, choć przyznam, że sprawiała mi problem tylko początkowo, gdyż dzieło pani Oliver jest tak niezwykłe, że gdy się wciągniemy to już na nic nie zwracamy uwagi- po prostu z zapartym tchem czytamy i czytamy.
Bardzo podobały mi się fragmenty, które pojawiały się na początku każdego rozdziału. Autorka wykazała się niezwykłą pomysłowością, tworząc coś takiego, jak zbiór reguł dla społeczeństwa w lekturze. Muszę pogratulować także przepięknej szaty graficznej. Od razu przykuła mój wzrok i jeszcze ten tytuł w kwadratowym nawiasie, ah! Kocham, kocham, kocham!
Delirium autorstwa Lauren Oliver na pewno spodoba się młodzieży, szczególnie tej, która jest zakochana w dystopii, jak ja. Mimo wszystko polecam tę książkę każdemu, chociaż głównie skierowana jest do młodszych osobników naszego społeczeństwa, to wydaje mi się, iż nawet dorośli znajdą w niej coś, co chwyci ich za serce oraz sprawi, że docenią świat, w którym żyją. Świat, w którym miłość jest czymś legalnym.
Polecam i nie mogę doczekać się, kiedy sięgnę po kontynuację!